Kosmetykowo

Promocja -49% na kolorówkę w Rossmannie skończyła się już jakiś czas temu (aktualnie obowiązuje -40% na produkty do pielęgnacji twarzy), ale ja dopiero dziś znalazłam chwilkę, żeby zdać Wam mały raport z moich zakupów. :)


Specjalistką od kosmetyków nie jestem, najchętniej kupuję tanio i w kółko to samo. Jeśli coś nie kosztuje majątku i w miarę mi odpowiada, to nie czuję potrzeby eksperymentowania i testowania miliona innych produktów. Jednak ostatnio stwierdziłam, że nie można do znudzenia, co zakupy zaopatrywać się w to samo, a przez moje 'kosmetyczne lenistwo' zapewne omija mnie masa naprawdę fajnych mazidełek. Dlatego przed rozpoczęciem promocji na kolorówkę wertowałam blogi w poszukiwaniu tanich i dobrych kosmetyków. Szczerze powiedziawszy, drażni mnie czytanie recenzji, jak wiadomo ile ludzi, tyle opinii, dodatkowo dany produkt może nie sprawdzić się akurat w moim przypadku, ale jakoś to wszystko przetrwałam i z moją listą 'to warto kupić' popędziłam do Rossmanna. ;)

Eveline Color Edition od lewej: 914, 922 i 915.

 Jeśli chodzi o lakiery do paznokci, to właściwie nie miałam zamiaru kupować ani jednego, ale kiedy już tak patrzę na nie stojące na sklepowych półkach, wydaje mi się, że właśnie akurat takiego koloru brakuje w mojej kolekcji, a jego uzupełnienie nie może czekać ani chwili. Tak było w przypadku powyższych, a że stały obok siebie, musiałam mieć całą trójkę, bo pięknie razem wyglądają. : p
Na razie używałam tylko środkowego, który nawiasem mówiąc został moim ulubieńcem i jestem z niego zadowolona. 

 Wibo 1 Coat Manicure nr 13, Eveline 031, Essence 14 i Eveline 711.

Jeśli chodzi o produkty z tego zdjęcia, niestety nie do końca udało mi się uchwycić ich prawdziwe kolory. Szminki są bardziej bordowe, a lakier z Eveline nieco wpadający w malinowy, nie tak krwisto czerwony. 

Powiem szczerze, że powyższe szminki rozczarowały mnie najbardziej i nie chodzi tu o ich jakość, a kolor jaki dają na ustach. Ta z Eveline jest naprawdę bardzo bordowa, jednak kiedy się jej użyje wpada bardziej w czerwień. Nadrabia tym, że pachnie ARBUZEM! Dlatego też poszukiwania mojej idealnej bordowej szminki wciąż trwają. ;) 

Co do lakierów - Wibo na pewno nie da efektu dobrego krycia przy jednej warstwie jak głosi napis na buteleczce, ale przy dwóch to całkiem fajny produkt.

 Miss Sporty nr 390, Wibo Glossy Temptation nr 1, Essence nr 07.

Lakieru jeszcze nie testowałam, co do szminek, jak widzicie te dwie mają już zdecydowanie neutralniejsze kolory, nie są tak mocno napigmentowane, nawilżają usta, nie podkreślają suchych skórek, właściwie po użyciu wyglądają nieco jak błyszczyk. Są świetne na co dzień, gdyż dają delikatny efekt. ;) 

 Eveline, Wibo, L'Oreal Volume Million Lashes.

Dwa eyelinery, z których jestem naprawdę zadowolona, ten z Eveline ma cieńszy pędzelek, więc jest lepszy jeśli chcemy uzyskać nawet bardzo delikatną kreskę. Oba są trwałe, nie odbijają się nie powiece, mają wygodne pędzelki i kosztują niewiele, więc polecam. :)

Co do tuszu sama nie wiem co o nim myśleć. Faktycznie ładnie wydłuża rzęsy, nie skleja ich, a przy kilku warstwach również pogrubia, ale wydaje mi się, że podobny efekt daje mi tusz z Avonu za 15 zł, więc wydawanie 61 jest chyba zbędne. 

 Wibo Diamond Illuminator, Catrice , Miss Sporty nr 110.

Rozświetlacz z Wibo, zna go już chyba każda z Was, nie będę się rozwodzić na jego temat, myślę, że jest to dobry produkt za bardzo fajne pieniądze. 

I dwa cienie, które używam na co dzień, zależy mi na tym, aby moja powieka była ładnie rozświetlona, więc oba spełniają swoją rolę. Gdybym miała wybierać jeden z nich, byłoby to ten z Catrice. :)

Biedronka, Golden Rose.

Dwa produkty, które nie pochodzą już z Rossmanna - wazelina z Biedronki o zapachu wanilii, która całkiem dobrze dba o nasze usta i matowy top coat z Golden Rose. Co do zmatowiacza, jak dla mnie dość szybko ściera się z paznokci i mamy po efekcie matu, ale i tak uważam, że fajnie go mieć w swoich lakierowych zbiorach. ;)

Nie są to może wyczerpujące recenzje, ale po przeczytaniu tego wpisu macie już ogólny obraz każdego produktu. Gdybyście miały jakieś pytania, to zapraszam do ich zadawania - czy to w komentarzach, czy w mailach. : ))

ENJOY! :) 

Majóweczka ^^

Nie rozumiem blogerów, którzy mając swoją stronę, nie wiedzą o czym na niej pisać i poszukują gotowych rozwiązań np. na facebook'owych grupach. Może w ich przypadku blog to jednak słaby pomysł? Ja mam inny problem - za dużo pomysłów, za mało czasu na realizację
W moim notatniczku w kolejce czeka kilkanaście opcji i niestety jeszcze trochę sobie poczekają. Ale nie ma co narzekać, bo ostatnio jestem naprawdę zadowolona z częstotliwości dodawania przeze mnie wpisów, dlatego już nie wymyślam i przechodzę do rzeczy. ; )


W ostatnim poście wspominałam Wam, że w sobotę najprawdopodobniej wybiorę się do Płocka i tak też się stało. Uwielbiam zwiedzać i chociaż miasteczko nie jest duże, to takie wyjazdy niesamowicie mnie odprężają i poprawiają mi humor. 
Nareszcie też udało mi się pstryknąć zestaw, w którym zagościł mój kapelutek, naczekał się troszkę na swoją outfit'ową blogową premierę, ale najważniejsze, że jestem zadowolona z efektów. Jedyne co mnie strasznie denerwuje to jakość zdjęć, jednak nie jest to wina ustawień, czy obróbki, a blogspota, w folderze na moim komputerze wyglądają całkiem inaczej niż tutaj. Są wyraźniejsze, nie widać takich szumów przy twarzy i włosach, nie wiem co się stało... : (


Właściwie już powoli kończę gadaninę i zostawiam Was z fotkami, mam nadzieję, że nie zanudzę Was ich nadmiarem, ale nie potrafiłam już bardziej okroić ilości. I tak wybieranie 20 z 300 zdjęć zajmuje mi chyba z godzinę. ;p 

 Aha, chciałam jeszcze tylko podziękować, że jest Was coraz więcej! <3 
Powolutku zbliżam się do 200 obserwatorów i tak sobie myślę, że kiedy już dobiję do tej sumki, zorganizuję jakiś mały konkurs, żeby w jakiś sposób odwdzięczyć się za to, że tu ze mną jesteście. :)


Sweter - sh / Spodnie - no name / t-shirt - Bershka / Trampki - no name / Kapelusz - Reserved

ENJOY! : )

Leśny mech - czyli szpinak na deser


Jak widzicie mój blog to istny śmietnik, pojawiają się na nim wpisy o wszelkiej tematyce, lubię dzielić się z Wami wszystkim co mnie zainteresuje, czy zainspiruje. ; ) 

Ostatnio wchodząc do kuchni, zauważyłam leżące na blacie opakowanie szpinaku, bardzo go lubię, więc od razu zapytałam mamuśki co dobrego będzie na obiad, jakież było moje zdziwienie kiedy usłyszałam, że szpinak z obiadem nie ma kompletnie nic wspólnego, a mama właśnie zabiera się za pieczenie ciasta.

Musze przyznać, że jest ono naprawdę pyszne! Ani przesłodzone, ani za mało słodkie, ma bardzo świeży smak, głównie za sprawą pestek granatu, które następnym razem planujemy dodać jeszcze do warstwy ze śmietanką. Sam szpinak jak dla mnie jest właściwie niewyczuwalny i gdybym nie wiedziała czemu ciasto zawdzięcza swoją piękną barwę, to najprawdopodobniej pomyślałabym, że to zasługa jakiegoś barwnika spożywczego. O walorach wizualnych chyba nie muszę wspominać, gdyż każdym z Was może ocenić je sam, jednak uważam, że ciasto jest świetnym deserem kiedy spodziewamy się gości - wygląda super i jest naprawdę łatwe w przygotowaniu. ; )


Składniki: 

Ciasto: 

3 jajka
1 i 1/3 szklanki cukru, 
1 i 1/3 szklanki oleju, 
opakowanie mrożonego szpinaku,
2 szklanki mąki pszennej,
3 łyżeczki proszku do pieczenia.

Krem:
330 g śmietany 30%,
2 łyżki cukru pudru,
1,5 łyżeczki żelatyny,
1/4 szklanki zimnej wody.

Do posypania wierzchu:
 połowa granatu.



Przygotowanie: 

 1. Jajka z cukrem ubijamy na puszystą masę. 
2. Odsączony szpinak rozdrabniamy z dodatkiem 3/4 łyżek masy jajecznej i miksujemy na jednolitą masę.
3. Do ubitych jajek dodajemy zmiksowany szpinak i mieszamy. Następnie wlewamy olej i miksujemy na małych obrotach, na koniec dodajemy mąkę z proszkiem i mieszamy. 
4. Tak przygotowaną masę przekładamy do tortownicy.
5. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180*C przez 60 - 70 minut.
6. (Krem) Schłodzoną śmietanę ubijamy na sztywno z cukrem pudrem. Rozrabiamy żelatynę. Zimną, ale nadal płynną żelatynę wlewamy do ubitej śmietany i dokładnie mieszamy.
7. 1/3 ciasta odcinamy i kruszymy do miseczki, resztę smarujemy kremem i obsypujemy pokruszonym ciastem, na wierzch dodając pestki granatu.  
8. Wstawiamy do lodówki.

GOTOWE! :) 


I jak Wam się podoba?
Teraz już nie produkuję się więcej i lecę korzystać z wolnego piątku, a Was zostawiam z przepisem! 
Mam aż 3 wolne dni, więc na pewno wykorzystam je na zbieranie materiałów na bloga, a jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, jutro będę odpoczywać w Płocku. ;)

ENJOY! :)