Hej, hej, hej!

Jestem! 
Chociaż moja obecność wiąże się z drobnym przekrętem. : p
Ostatnio kompletnie nie mogę wybrać się na zdjęcia... pogoda, czas, obowiązki - wszystko jednoczy się przeciwko mnie. Dlatego zdecydowałam się zanurkować w moim folderze z różnościami  i wyłowić dla Was coś z ubiegłej jesieni. ; )

Pora roku się zgadza, ja nadal ta sama, ze zdjęć jestem zadowolona, na tym blogu mają swoją premierę, a zestaw założyłabym nadal bez najmniejszych oporów, więc myślę, że jakiegoś wielkiego blogowego grzechu nie popełniam.

Może tylko ilość trochę nietypowa jak na mnie, bo sześć zdjęć, to dość uboga wersja, ale niestety tamtego dnia robiła się już szarówka i dalsze pstrykanie nie miało sensu. ; )


Co do mojego cudownego życia - jakoś leci! : )
Do pracy jeszcze się nie pofatygowałam, na zajęcia chodzę... jeśli tylko dam radę rano zwlec się z łóżka. ; p

Pół wczorajszego dnia spędziłam w Ptaku na poszukiwaniach idealnego okrycia wierzchniego na zimę. Jadąc tam, sama nie widziałam, czego chcę, miałam tylko w głowie pewne wytyczne, których starałam się trzymać - ma być ciepłe, nie być parką, ani niczym pikowanym i nie chcę widywać tego na co drugiej osobie (mam złe doświadczenia z moją ostatnią parką z Bershki)! ; )
Czy mi się udało?
Dowiecie się w kolejnym poście. : p


Co do zestawu - sweterek z kołnierzykiem i spódnica pochodzą z Mohito, koturny to H&M, a  filcowa torebka jest pamiątką z Zakopanego. ; )




ENJOY! : )

Kamera, światła, akcja!

Czeeeść Wam! : )
Ostatni wpis swoją premierę miał już kawałek temu, ale myślę, że się nie pogniewałyście. : p
Mam ambitny plan, aby w sobotę pstryknąć (o ile pogoda pozwoli) czekający już na to set, a tymczasem przychodzę do Was z kolejną fotorelacją. Tym razem możecie podziwiać moimi oczami cuda, które działy się na łódzkim Light Move Festivalu
Byliście, widzieliście, a może chociaż słyszeliście coś na ten temat?
Lubię takie imprezy, kocham kiedy coś się dzieje, a ja mogę przejść się po mieście i podziwiać to, nad czym specjalnie dla nas napracowali się inni. 
Nie będę komentować, że to mogłoby być lepsze, a tamto było świetne.
Staram się cieszyć z małych rzeczy, więc po każdym tego typu doświadczeniu pozostaje we mnie masa miłych wspomnień (no chyba, że coś jest już kompletną klapą!). : )) 

Wpis postanowiłam urozmaicić kilkoma animowanymi gifami, żeby nie było tylko light, ale i move. : p Jako ciekawostkę dodam, iż pierwszy z nich składa się aż z 38 zdjęć! ; )





















A na zakończenie co?
Oczywiście wizyta w Manekinie! <3
Bo nie potrafię przejść obok niego obojętnie. : )



Tym razem mój wybór padł na naleśniora ze szpinakiem, mozarellą i kurczakiem!
Ale oczywiście najpierw obowiązkowo delektowałam się kremem z borowików. <3


Piernikowe miasto

Udało się, udało się! Nareszcie mam duże zdjęcia, a pionowe są równe z poziomymi, bajka! : )

Jak już Wam mówiłam, w sobotę wybraliśmy się do Torunia. Nie była to moja pierwsza wizyta w tym mieście, ale za to z każdą kolejną jestem w nim coraz bardziej zakochana! : )
Pogoda trafiła nam się wyśmienita, słoneczko świeciło jak szalone. Tym razem nie szlajaliśmy się już po bocznych uliczkach, postawiliśmy tylko na główny deptak, gdyż musieliśmy zostawić jeszcze sporo czasu, aby coś zjeść i skoczyć do kina na Annabelle!

Zdjęcia podzielę na dwa wpisy, bo trochę tego jest. : )

Jeśli chodzi o outfit, to znowu pojawiają się tu moje ulubione spodnie. A dzięki temu, że wyszperałam z szafki kropeczkowy top, przypomniało mi się, że kiedyś na bazarku kupiłam buty z identycznym wzorem. : )
Niektórym z Was może nie przypaść do gustu mój wybór odnośnie wzorzystego kołnierzyka, który umieściłam na kropkach. Dla mnie wygląda to fajnie i ładnie gra z suwaczkami przy spodniach, które również są w kolorze starego złota. : p

Ci, którzy już troszkę ze mną są, mogą zauważyć, że pierwszy raz na moich ustach pojawił się kolor. I to dość intensywny, zawsze był to tylko balsam do ust, czy pomadka, która kompletnie nie rzucała się w oczy. Sądzę, że kolor zostanie ze mną na dłużej i to w różnych odcieniach, więc możecie zacząć się przyzwyczajać. A wynika to z mojego ostatniego zakupu, ale o tym w osobnym poście! ;)

Uwaga! Zasypię Was naprawdę sporą dawką fotek. : p


Metky : 
Top - no name sh
Spodnie - H&M
Buty - bazarek
Parka - Pull&Bear %
















Jak już wspominałam usiedliśmy na mieście, żeby coś zjeść. Nie wiem jak poprzednim razem będąc w Toruniu, mogliśmy wybrać McDonald'a zamiast jednej z niesamowicie klimatycznych knajpek znajdujących się na starówce. : (
Jednak nie popełniliśmy tego błędu po raz drugi, teraz nasz wybór padł na restaurację Manekin i był to strzał w 10! : )
Knajpkę można opisać w skrócie - nastrój, świetne jedzenie i jeszcze raz nastrój.
Przez co w celu upolowania stolika, musieliśmy zajść tam aż 3 razy, a kiedy jakikolwiek inny się zwalniał, nie stał pusty dłużej niż 2 minuty. : )


 Gdy nareszcie dopchaliśmy się do wolnej dwójeczki, przyszedł czas na składanie zamówień... Oczywiście trudno było się zdecydować, ostatecznie wybrałam krem z borowików (podawany w chlebie) i naleśnika. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że moje kubki smakowe zostaną uwiedzione właśnie przez ten pierwszy przysmak. Krem był idealny!
Warto również dodać, że restauracja ma bardzo przystępne ceny, zupa kosztowała 8,5 zł, a najdroższy naleśnik chyba 16 złotych. : )



Po jedzeniu jeszcze raz obeszliśmy miasto, a na sam koniec zostało nam kino z Annabelle w roli głównej. : p
Natomiast poniższe zdjęcie prezentuje mój kulinarny cel kolejnej wyprawy do Torunia. : ) 






KONIEEEC ! Mam nadzieję, że nie zamęczyła Was długość postu i chętnie obejrzycie kolejny. : )

ENJOY! : )